Pobyt w szpitalu, obojętnie czy na chwile, czy nie jest dla każdego rodzica stresem.
Patrzę nie raz na matki na oddziale i widzę w ich oczach panikę, strach i żal, że nie mogą pomóc a np. dziecko krzyczy a ty za drzwiami i przebierasz z nogi na nogę.
Dziś tego doświadczyłam. Samo przyjście na oddział a raczej na izbę przyjęć jest bezbolesny. Trzeba mieć ze sobą pesel, skierowanie do szpitala i zaświadczenie od lekarza rodzinnego, że dziecko może być przyjęte do szpitala.
Gdy już załatwicie izbę przyjęć, gdzie dziecko jest zważone dokładnie bez ubrania i pieluszki (dokładna waga jest niezbędna do prawidłowej narkozy) idzie się na oddział. Na oddziałach to rożnie bywa, personel jest różny i nastawienie do pacjenta też, ale okulistyka w DSK - rewelka. Pielęgniarki miłe i solidne, lekarze mili i dokładni, a pani Profesor , nieba by uchyliła. W całym pobycie najgorszy był moment zakładania welfronu. Dzięki Bogu tego nie widzimy, stałam za drzwiami i słyszałam żałosne wołania mamy. Serce się łamało, mąż głaskał abym tam nie wbiegła, a mała kwiliła. Niestety małe żyłki pękały, ale udało się założyć "motylka". Ogólnie dziecko musi być na czczo. Nakarmiłam babę o 4 rano kaszą ale lepiej nakarmić cyckiem bo po kaszy to dokładnie 6 godzin trzeba czekać. Gdyby jednak nie ta kasza, mała baba wyła by z głodu, ale chyba z emocji nie odczuwała nic. Do samej narkozy jest jeden rodzic, podaje się płyn do werfronu i dziecko po chwili odpływa, kładzie się je. Mamusia może głaskać maluszka, wiec głaskałam, oczka patrzyły na mnie a ja głaskałam i nuciłam. Jak dziecko zasypia, rodzic wychodzi. Same badanie trwało jakieś 8 min ale stojąc za drzwiami bardzo się ten czas dłużył. Diagnoza rewelka, kamień z serca, mogę góry podnosić. Jak dzieci są zdrowe...wszystko inne wydaje się łatwe.
Same wybudzenie po znieczuleniu ogólnie jest szybkie, nie jest to takie znieczulenie jak do operacji, mała trochę mruczała, potem zasnęła na rękach a jak się wyspała po 3 godzinkach można podać cycuś i jak wszystko ok a więc: dziecko ma stabilną postawę, jest wesołe, nie zmienia swojego stylu bycia, nie sinieje i nie wymiotuje, nie ma temperatury i obrzęków wychodzi się do domu. Wszystko sprawnie, miło i o 14 byliśmy już w domku.
Idąc do szpitala jest przydatnych kilka rad, mogę je udzielać bo już w sumie z 6 lat pracuje w szpitalu i niestety dwójka bab już miała incydent szpitalny a więc...
- Idąc do szpitala, spakuj tylko potrzebne rzeczy. Weź wygodne, miękkie ubrania, najlepiej leginsy i koszulki bo w większości szpitali jest bardzo gorąco. Przygotuj też piżamkę do spania, teraz dzieci już nie chodzą całe dnie w piżamach. (Jeśli jest zabieg lub jakieś badanie w znieczuleniu, oddział i tak daje na ten czas woje piżamki)
- mama niech też weźmie wygodne ubrania i kapcie, nie ma już obowiązku zmian obuwia, ale po co to grzać stopy. Dobrze jest wyglądać schludnie ale nie bierzcie kuferka z kosmetykami, wałków i lakierów, a uwierzcie mi to często się zdarza. Pamiętajcie jednak ze łazienki są wspólne i przesiadywanie w niej po godzinach aby zrobić oko to może w innym czasie.
- weź ze sobą książki lub gazetki, maluszki śpią a starszaki mogą być w świetlicach gdzie są super zajęcia, zabawki i często dzieciaki przebywają tam pół dnia.
- dezynfekuj ręce w każdej sali jest do tego przeznaczony środek i instrukcja jak prawidłowo myć ręce.
- wszystkie przedmioty, zabawki i ubranka po przyjściu do domu dokładnie umyj a ubrania odrazy do pralki, czemu? Każdy oddział ma swoje bakterie i wirusy, po co to przynosić do domku.
- przygotuj drobne pieniążki w każdym szpitalu są sklepiki i kioski, a także aparaty do kawki.W DSK Białystok , płaci się za noclek chyba ,ze się karmi.
- jeśli pijesz kawę , herbatkę , weź ze sobą, teraz każda dyżurka pielęgniarska ma czajnik do dyspozycji rodzica, ma też mikrofalówkę i lodówkę.
-Weź ze sobą ładowarkę do telefonu, najczęściej poszukiwany towar na oddziałach to własnie ładowarka, serio.
A teraz dziękuje wam za trzymanie kciuków i mam nadzieje, że posta poczytacie i skomentujecie ale nie będziecie doznawać tego w praktyce.